piosenki

niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 8.

*Piątek*

 - Hej Samantha! Czekaj! - Christopher dogonił mnie na szkolnym korytarzu po pierwszej lekcji. - Co się stało, że nie było cię przez prawie cały tydzień  w szkole? - wydawał się zmartwiony, ale nie miałam ochoty wyżalać się znajomemu z rodzinnych i sercowych problemów.
 - Przecież napisałam ci, że bardzo źle się czułam, a później jeździłam na badania... - musiałam skłamać, ale nie chciałam go od siebie odsuwać.
 - W porządku. Szkoda, że cię nie było w poniedziałek, wtorek i środę. - zaśmiał się wspominając coś. - Miałabyś niezły ubaw z Caroline. Próbowała poderwać każdego chłopaka, który wtedy ćwiczył. Na niektórych zadziałało, ale zdecydowana większość miała ją gdzieś. - opowiadał o zdarzeniach, co mnie ominęło i jakie sprawdziany muszę napisać. - Może chcesz żebym pomógł ci w nadrobieniu zaległości...? Przyszedłbym do ciebie i wyjaśnił nowy dział z matematyki. - jego propozycja była urocza, ale byłam zmuszona odmówić.
 - Przepraszam cię Chris, ale nie dziś... Pożyczyłabym od ciebie zeszyty i spisała co się da, a ewentualnie korki dałbyś mi innego dnia. Jestem umówiona z kimś. - wyjaśniłam.
 - Pewnie z tym dupkiem, którego spotkaliśmy z jego bandą kolegów w zeszłym tygodniu? - był wyraźnie wkurzony, nic nie mogłam na to poradzić. - Jak on ma... Jonathan?
 - Joshua... - poprawiłam
 - Nie widziałaś go parę lat i teraz nagle go spotkałaś i już nie wiadomo co do niego czujesz... Pewnie nawet nie byłby w stanie o ciebie zadbać.
 - Czy ty coś sugerujesz mówiąc, że Josh nie umie dbać o kobiety? - teraz to ja się wkurzyłam.
 - Nie, ja po prostu... A z resztą, to nie mój interes. Nie mogę ci powiedzieć co do kogo masz czuć. - i tyle. Poszedł dalej jak gdyby ta rozmowa się w ogóle nie odbyła... jakby mnie nie znał.
Byłam szczerze zaskoczona takim obrotem sytuacji. Nie spodziewałam się, że Chris może się tak szybko zaangażować, ani, że ja tak szybko zmienię obiekt westchnień. Z Joshem umówiłam się, że po swoich lekcjach (a kończył niedużo wcześniej ode mnie), przyjdzie pod moją szkołę, a później razem pójdziemy do mojego domu. Jeszcze jedna lekcja... Pech chciał, że klasa Chrisa miała zastępstwo z naszą klasą. Wyszło na to, że była wolna godzina.
 - Chris... Możemy pogadać? - siedział w ławce za mną, ale tyłem do tablicy, więc widziałam tylko jego plecy. Odwrócił się.
 - Masz coś konkretnego na myśli? - trochę zirytował mnie tonem swojej wypowiedzi, ale nie dałam tego po sobie poznać.
 - Tak. Czy mógłbyś mi wyjaśnić co miałeś na myśli mówiąc, że nie możesz mi mówić co do kogo mam czuć...? - przeszliśmy na koniec sali i usiedliśmy na dywanie, jak większość rozmawiających znajomych.
 - Mógłbym, ale nie chcę. Może się pomyliłem i nie powinien był się odzywać na temat tego twojego Johnego. - wiedziałam, że specjalnie przekręcał imię mojej sympatii.
 - Aha. I tyle masz mi do powiedzenia w tej kwestii? Nie chcę się z tobą kłócić... A tym bardziej tracić z tobą kontaktu i tej przyjaźni. Mówię szczerze... - zwierzyłam się.
 - Hmmm... To może w końcu powiesz mi prawdę dlaczego nie było cię w szkole...?
 - Bo bardzo źle się czułam, miałam ostrą sprzeczkę z rodzicami i zemdlałam... I wyobraź sobie jeszcze, że gdyby nie Joshua to mogłoby mnie jeszcze przez przynajmniej dwa tygodnie nie być w szkole i kompletnie nie wiedziałbyś co się ze mną dzieje. I skąd wiesz, że wtedy nie powiedziałam ci prawdy?
 - Może kojarzysz Rosalię Rockers? To siostra mojej mamy i jest pielęgniarką w szpitalu, do którego zawiozła cię karetka. - byłam naprawdę zaskoczona... Zrobiło mi się głupio, chociaż wcale mu nie skłamałam mówiąc, że źle się czułam, po prostu ominęłam parę faktów z tamtego dnia i tyle.
  Później nie gadałam z brunetem chodzącym do przeciwnej klasy. Kiedy wyszłam ze szkoły przed budynkiem czekał na mnie przystojny chłopak ze szkoły sportowej. Uśmiechnął się kiedy wypatrzył mnie w tłumie innych ludzi wychodzących na dwór.
 - Hej Sam, i jak było dzisiaj w szkole? - przytulił mnie na powitanie i pocałował w czoło, kiedy wtuliłam się w dżinsową kurtkę, którą miał na sobie. - Wszystko w porządku? - zapytał ostrożnie. Chyba trochę za długo się do niego przytulałam...
 - Pamiętasz kto ze mną szedł jak spotkaliśmy cię w zeszłym tygodniu...? - zaczęłam.
 - No pamiętam, była Caroline i... Christopher? Dobrze pamiętam? - upewnił się.
 - Dobrze pamiętasz... Pokłóciłam się dzisiaj z Chrisem. - odsunęłam się i ruszyliśmy do przystanku autobusowego.
 - A o co poszło? Oczywiście, jeżeli chcesz o tym porozmawiać... - w osobie Josha czułam zrozumienie i wsparcie, a Christopher obraził się za to, że umówiłam się z kolegą z podstawówki... Bardzo dziecinne zachowanie.
 - Poszło o to, że się z tobą umówiłam i nie było mnie przez tydzień w szkole oraz, że nie powiedziałam mu, że zemdlałam... Ale głównie o to, że spędzam dzisiejszy dzień z tobą. - przyznałam. Złapał mnie za rękę, a ja nie chciałam jej zabierać.
 - Pewnie jest o ciebie zabójczo zazdrosny. - zaśmiał się. Zawtórowałam mu, mimo, że wcale nie było mi do śmiechu z tą sytuacją. Na przystanku prawą ręką objął mnie w pasie, nie protestowałam, nawet kiedy zauważyłam siedzącego obok Chrisa. Patrzył na nas mordując wzrokiem Josha. Wtuliłam się w niego ponownie tak jak pod szkołą, nie mogłam patrzeć na przyjaciela... Jechaliśmy przecież jednym autobusem, który dzisiaj był wyjątkowo pusty. Chyba będę musiała poważnie pogadać z Chrisem o naszych relacjach... Kiedy tylko drzwi autobusu otworzyły się na przystanku, na którym wysiadał brunet chodzący ze mną do szkoły, ten prawie z niego wyskoczył.
  Weszliśmy do mojego domu, ale nikogo nie zastaliśmy. Zrobiłam nam po kawie i poszliśmy do mojego pokoju. Z szafki wyciągnęłam jeszcze ciastka i tak jak ostatnio, kiedy u mnie był, usiedliśmy na podłodze.
 - Myślisz, że długo będzie na mnie obrażony?
 - Na ciebie nie da się być długo wkurzonym. - zapewnił mnie podnosząc mój podbródek i składając delikatny pocałunek na moich ustach. - Moja księżniczka nie może być smutna. Nie pozwolę na to. Zrobię co tylko zechcesz "me lady"... - klęknął przede mną i ukłonił się. Nie mogłam się nie uśmiechnąć.
 - Wstań, nie wygłupiaj się. - zaśmiałam się. - Ale możesz mnie przytulić... - zachęciłam do działania. Przeniosłam się na łóżko, a chwilę później dołączył do mnie Josh obejmując mnie ręką.
 - Boli cię jeszcze bardzo ta kostka? - zagadał.
 - Tylko trochę, ale dziękuję za troskę.- dałam mu buziaka w policzek.
 - Obejrzymy coś? - przytaknęłam. Joshua zsunął się z łóżka i podszedł do półki z filmami i wyjął parę propozycji. Czuł się bardzo swobodnie w moim pokoju i w moim towarzystwie, tak jak ja w jego. Wybór padł na "Ostatnią piosenkę". Dawno tego nie oglądałam. Włączył DVD, uruchomił film i wrócił do mnie obejmując mnie ramieniem i pozwalając mi w niego wtulić. Chyba jutro powiem Christopherowi, że ja i Joshua jesteśmy oficjalnie razem. Mam nadzieję, że nie będzie robił o to dymu, tylko przyjmie to jak przyjaciel i będzie się cieszył razem ze mną z mojego szczęścia.
 - Kochanie, ja po filmie będę musiał lecieć do domu. Widzimy się jutro? Może poszlibyśmy razem na jakąś imprezę...
 - Jutro napewno będę chciała zobaczyć się z Chrisem sam na sam, bo na ciebie źle reaguje, ale później oczywiście, moglibyśmy gdzieś pójść. - nie miałam zamiaru ukrywać przed moim chłopakiem, że chcę wyjaśnić całą sytuację z przyjacielem.
  Po filmie mój kochany brunet szybko się zebrał do domu. Zostałam sama ze swoimi myślami. Ogarnęłam część zadanej pracy domowej, żeby zająć sobie czas i dopiero kiedy postanowiłam zjeść kolację zadzwoniła mama powiadamiając mnie, że byli razem z tatą na spacerze i teraz idą na romantyczną kolację do restauracji, więc wrócą bardzo późno w nocy albo dopiero następnego dnia. Ucieszyłam się, że zamierzają naprawić swój związek, więc z przyjemnością zjadłam kolację, wykąpałam się i poszłam spać.

wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 7.

  Poczułam ostry ból w tylnej części głowy. Obudziłam się. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju, w którym się znajdowałam. Biały, nieduży, z wiszącym telewizorem. Na szpitalnym nocnym stoliku po mojej prawej stronie stał wazon ze świeżymi kwiatami, pachniały bardzo słodko i przyjemnie. Do lewej ręki miałam przyklejoną kroplówkę, ale nadal leżałam w swoich ubraniach. Chwilę zajęło mi przypomnienie sobie dlaczego się tu znalazłam. No tak, zemdlałam. Ale w takim wypadku ktoś musiał mnie tutaj zanieść albo wezwał pogotowie. Z kim ostatnim rozmawiałam przed wyjściem...? Z Joshuą. Byłam strasznie zmęczona mimo, że dopiero się obudziłam i pewnie długo spałam. Za oknem świeciło słońce. Już dzień, a zemdlałam wieczorem... Ciekawe gdzie są rodzice? Zerknęłam w lewo. Na szarej, niedużej i zapewne niewygodnej kanapie spał... Josh! Uśmiechnęłam się sama do siebie, wyglądał tak uroczo, kiedy spał... Do pokoju weszła pielęgniarka i natychmiast się ocknął. Ehhh... A taki ładny widok miałam.
- Widzę, że już się pani obudziła. Jak się pani czuje? Potrzebuje pani czegoś? - zapytała z ciepłym, serdecznym uśmiechem.
 - Czy są moi rodzice? I tak poprosiłabym szklankę wody czy w ogóle czegoś do picia. - odparłam.
 - Tak, czekają na korytarzu, zawołać ich?
- Nie, proszę im jeszcze nie mówić, że się obudziłam. - zgodziła się i wyszła zostawiając mnie i Josha samym sobie.
- Widzę, że już się obudziłaś... Dobrze się czujesz?
- A ty spałeś na tej kanapie, wygodna chociaż? Czuję się w miarę dobrze. - uśmiechnęłam się widząc jego zatroskaną minę.
- Kiedy jest się tak zmęczonym to wszystko jest wygodne. Wystraszyłem się kiedy zobaczyłem cię leżącą na chodniku. - przeczesał ręką włosy. Wyjaśniłam, że jest mi z tego powodu przykro, ale dziękuję za poświęcenie czasu i wygody. Odparł, że nie ma o czym mówić, że przecież jeżeli on znalazł by się w takiej sytuacji, ja postąpiłabym tak samo. Usiadłam na łóżku kiedy pielegniarka wróciła ze szklanką wody. Zaburczało mi w brzuchu, nadal byłam strasznie głodna. Zapytałam panią Rockers o to dlaczego rodzice czekają na korytarzu, a Josh został u mnie w pokoju. Wyjaśniła, że podawał się za mojego starszego brata i strasznie upierał się, żebym nie została sama. Najchętniej skoczyłabym mu w ramiona, ale jeszcze delikatne zawroty głowy i boląca kostka kazały zostać mi na miejscu. Pielęgniarka wyszła i Joshua oddał mi telefon dodając, że ktoś jeszcze oprócz rodziców próbował się dzisiaj do mnie dodzwonić. Na wyświetlaczu widniał numer Christophera i sms z pytaniem dlaczego nie przyszłam do szkoły. Szybko odpisałam, że po prostu, źle się poczułam, więc zostałam w domu. Zwróciłam się do przystojnego chłopaka stojącego przy moim łóżku i spojrzałam w jego oczy.
 - Dziękuję... - wymamrotałam pod nosem. Chciałabym powiedzieć to głośniej, ale łzy napłynęły mi do oczu na wspomnienie zeszłego wieczoru i rozmowy z rodzicami. Przeczesałam palcami włosy przymykając oczy, żeby Nielsen nie zauważył zbierającej się bardzo szybko pod powiekami słonej cieczy.
 - Hej... Wszystko w porządku, nie płacz... - poważnie się zmieszał i zauważył to, co tak skrupulatnie próbowałam ukryć. - Jeżeli coś się stało to wiesz, że możesz mi powiedzieć? - uśmiechnął się przyjaźnie. Nie byłam pewna czy mogę / powinnam mu powiedzieć o sytuacji z rodzicami. Wiedział tylko, że się "troszkę" z nimi posprzeczałam.
 - Ehhh... Może nie dzisiaj? - westchnęłam. - Twoi rodzice nie są źli, że opuściłeś szkołę?
 - No co ty. Byli ze mnie bardzo dumni i zadowoleni, kiedy dowiedzieli się, że kouś pomogłem w takiej sytuacji. - zaśmiał się. - Poza tym, co będziesz robiła dzisiaj jak wyjdziesz ze szpitala? - uśmiechnęłam się. Jego śmiech był uroczy. Potrafił odpędzić nim wszystkie czarne chmury wiszące nade mną. Już wiem dlaczego tak bardzo mnie do niego ciągnęło w podstawówce (i w sumie nadal ciągnie), bo to zawsze było to samo...
 - No nie wiem... A co mogę robić? - wrócił na kanapę.
 - Nooo... Na przykład... Może mógłbym do ciebie przyjść? - puścił oczko.
 - Zależy czy moi rodzice by się zgodzili... Ale ja jak najbardziej jestem za.
  Wróciliśmy do domu jednym samochodem, znaczy: mama, tata, ja i Josh. Rodzice rozmawiali ze sobą jak gdyby nigdy nic, więc również udawałam, że nic się nie stało. Może minął im ten głupi pomysł separacji? Zajmę się tym później. Rodziców pozostawiłam samych sobie, a ja razem z Johuą poszliśmy do mojego pokoju.
 - Sporo się u ciebie zmieniło... - stwierdził spoglądając na tablicę korkową z najlepszymi zdjęciami wiszącą nad biurkiem.
 - Czy ja wiem...? No naprzykład przestałam się przyjaźnić z Monicą, bo wyjechała do Stanów. - i nagle razem z jej imieniem wróciły wszystkie wspomnienia: te dobre jak i te złe. Pamiętam jakby to było wczoraj... Ostatnie pożegnanie i wybaczenie sobie wzajmnie wszystkich błędów. W sumie to nawet trochę za nią tęsknię.
 - O tym nie wiedziałem. - przyznał. - Nadal jeździsz konno? - uśmiechnął się wskazując na specjalną gablotkę na moje końskie rzeczy takie jak rozety, zdjęcia czy dokumenty Larrisy. Przytaknęłam. Josh usiadł po turecku na podłodze na przeciwko mnie. Byłam zafascynowana kolorem jegooczu i szlachetnością jego serca. Nie wiem jak długo siedzieliśmy po prostu patrząc sobie wzajemnie w oczy. Moja mama zapukała do drzwi, a ja pozwoliłam jej wejść.
 - Chcecie coś do picia? No wiecie... Jest wieczór, wrażenia z ostatniej nocy was pewnie jeszcze trzymają, więc pomyślałam, że może chcielibyście coś mocniejszego...? Nie namawiam. - uśmiechnęła się do nas ciepło. Myślałam, że wybuchnę śmiechem na miejscu, ale opanowana odpowiedziałam, że jeżeli Josh coś chce to możemy poprosić po dwa piwa na osobę. Oczywiście kolega przytaknął i zaproponował się, że pójdzie z moją mamą i przyniesie je do mojego pokoju, więc tak też zrobili. Kiedy "Pan Palący" wrócił, zapytałam co się stało, że zaczął palić. Otworzył piwo i jego mina spoważniała.
 - To był mój sposób na odstresowanie się. - zaczął. - Wszystko zaczęło się kiedy moja siostra zachorowała na raka. Kiedy się o tym dowiedziałem, zacząłem sobie używać... Nie powiem, że nie, bo były narkotyki, alkohol i łatwe laski. Nie chciałabyś mnie wtedy znać... Bójki z innymi chłopakami były na porządku dziennym. Wydaje mi się, że dobrze, że skończyło się tylko na papierosach. - popijał między zdaniami. Chyba rzeczywiście miał rację, że nie chciałabym go znać gdybym wtedy się dowiedziała...?
 - A co z twoją siostrą? - zapytałam cicho i nieśmiało. Domyślałam się końcówki opowieści i odpowiedzi na moje pytanie, ale musiałam się upewnić. Oczywiście okazało się, że starsza z rodzeństwa Nielsenów zmarła i wtedy miał największy problem. Nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa, nawet głupie "przykro mi" nie było w stanie przejść mi przez gardło. Dlatego był ubrany cały czas na czarno... Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, bo "taka moda". Pierwszą butelkę skończyliśmy równo i dopiero kiedy odłożyliśmy je na bok zielonooki odezwał się, a raczej zanucił kawałek prześlicznej piosenki, do której nawet znałam chwyty na gitarę...
 - Dziś rano myślałem, że widzę diabła. Patrząc w lustro, odrobina rumu na moim języku z wołaniem o pomoc, by trzeźwo myśleć. Nigdy nie chciałem cię zranić. Dziś będę lepszym człowiekiem... - całą pierwszą zwrotkę zanucił sam. Refren zaśpiewaliśmy razem. Poszłam uchylić okno, ponieważ w pokoju robiło się coraz cieplej. Za oknem moją uwagę przukłuł przepiękny zachód słońca i para całująca się pod moim oknem. Ooooh... Też bym tak chciała. Chwilkę się na nich patrzyłam aż poczułam oddech bruneta na swoim karku. Odwróciłam się do niego przodem i prawie zdeżyliśmy się nosami.W jednej dłoni trzymał dwie pełne butelki: jedną dla mnie i jedną dla niego. Podał mi piwo i kawałeczek się odsunął wyglądając za okno i spoglądając na całującą się parę. Z jego twarzy w tym momencie nie dało się wyczytać żadnych emocji. Aż w końcu przemknęła i została jedna: zrozumienie. Dokładnie załapał dlaczego chwilę na nich patrzyłam.
 - Też bym tak chciał... - zaśmiał się.
  Wypiliśmy po drugiej butelce i Joshua zaproponował grę.
 - Zadam ci trzy pytania. Jeżeli na chociaż jedno odpowiesz "tak" to mnie pocałujesz. Okej? - puścił oczko. Szybko załapałam, że był to podstęp, ale nawet nie chciałam się mu opierać.
 - Tak. To zaczynamy...?
 - Już powiedziałaś "tak"... - no i wpadłam jak śliwka w kompot. Pocałował mnie, a ja się zgubiłam. W tym pocałunku było tyle emocji długo trzymanych na wodzy. Złość, bezsilność, smutek... Kiedy skończyliśmy, przytuliliśmy się do siebie czując spokój. Ta sytuacja nie wróżyła nic dobrego...


Od autorki: Przepraszam, że nie było prawie dwa miesiące rozdziału :( Rozumiecie: poprawy zagrożeń itp? Jak się da to będę dodawała rozdziały co miesiąc (tak plus, minus parę dni), ewentualnie tak szybko jak tylko się da :) Mam nadzieję, że się podoba ;) A teraz czytajcie, komentujcie, polecajcie i czekajcie na następny rozdział <3